Data dodania: 28/07/2009
W pierwszej połowie 2007 r. ceny mieszkań były już wysokie, a mimo to nasza przykładowa rodzina mogła sobie pozwolić na 36 m kw. w stolicy i 49 m kw. w Poznaniu.
Sprzedaż nowych mieszkań była wtedy rekordowa. Firma Reas policzyła, że deweloperzy sprzedali ich w Warszawie, Krakowie, Łodzi, we Wrocławiu, w Poznaniu i Trójmieście łącznie blisko 21,6 tys. Dla porównania w czasie dwóch kwartałów na przełomie tego i ubiegłego roku - niespełna 8,8 tys.
Choć w końcówce 2007 r. dostępność mieszkań, czyli relacja ich cen do wysokości kredytu, zaczęła się gwałtownie pogarszać, chętnych wciąż było wielu. Część mieszkań kupowali wówczas inwestorzy, także zagraniczni. Ponadto rosła gospodarka, a wraz z nią dochody i optymizm Polaków. Analityk Open Finance Emil Szweda zwracał uwagę na wzrost zamożności Polaków wynikający z hossy giełdowej. Dopiero gdy jesienią 2008 r. wybuchł kryzys finansowy i banki przykręciły kurek z kredytami, okazało się, że na tak drogie mieszkania mogą sobie pozwolić nieliczni.
Ceny zaczęły spadać, ale ruch na rynku, choć widać oznaki poprawy, wciąż jest mały. Na większy gest banków zdaniem analityków nie ma co liczyć. "Ze względu na oczekiwany wzrost bezrobocia istnieje duże prawdopodobieństwo, że jesienią o kredyt hipoteczny może być jeszcze trudniej. Wprawdzie sytuacja na rynkach wydaje się stabilizować, lecz bankom kryzys może jeszcze długo odbijać się czkawką" - czytamy w najnowszym raporcie Open Finance.